Armagedon w Kruszewie k. Ostrołęki. Drzewa łamały się jak zapałki (zdjęcia)
 |
|
Wiele domów straciło tzw. fronty |
Nawet kilka dni może potrwać naprawa zniszczonej trakcji elektrycznej w gminie Goworowo.Mieszkańcy Kruszewa po przejściu niesłychanie silnej nawałnicy stracili nie tylko tegoroczne zbiory. Burza niszczyła budynki gospodarcze, zrywała dachy z domów i wyrywała drzewa z korzeniami.
Silne gradobicie zniszczyło co najmniej kilkadziesiąt hektarów upraw zbóż. Nad Kruszewem przeszła także nieduża trąba powietrzna, która zrywała dachy domów i łamała drzewa w lasach. Bez prądu pozostaje wciąż kilka gminnych wsi. Z powodu uszkodzonego transformatora, przywrócenie dostaw energii może potrwać nawet kilka dni. Powalone drzewa, w samej gminie Goworowo, liczone są w setkach. Niektóre drogi wciąż blokują konary drzew.
Na miejsce tragedii jeszcze wczoraj wybrała się wójt gminy Małgorzata Kulesza. Od rana przywrócono dostawy wody.
Wielkie sprzątanie potrwa co najmniej tydzień. Na szczęście większość gospodarstw była ubezpieczona i straty w plonach i budynkach powinny pokryć firmy ubezpieczeniowe.
Obszerna relacja z Kruszewa po przejściu nawałnicyDo Kruszewa wyruszamy tuż po świcie. Droga cicha i spokojna, piękne błękitne niebo. Za Lipianką mijamy pierwsze połamane gałęzie. Nie robią na nas wrażenia. Wczoraj w Ostrołęce było tak samo. Czytelnicy z Kruszewa alarmowali o trąbie powietrznej i zerwanych dachach.
We wsi Jawory-Podmaście zaczepiamy przypadkowego mężczyznę. Pytamy o wczorajszą trąbę powietrzną.
- No była trąba. U nas to mało zerwało, tylko dwie stodoły się położyły, ale wszystko poszło w tamtą stronę - macha ręką w stronę Kruszewa. Jedźcie tam, słyszałem, że dużo drzew wyrwanych, zwłaszcza koło szkoły. Więcej nie wiem, bo późno wróciłem z pracy - dodaje.
Jedziemy dalej. Poruszamy się wąską asfaltową drogą. Po jednej stronie plantacja kukurydzy, a po drugiej zboże. Wszystko leży. Na odcinku około kilometra nie widać normalnie rosnącego zboża. Prawdopodobnie wszystko będzie do wyrzucenia. Podobnie z kukurydzą. Straty są wyrywkowe. Sektory kilkunastu metrów kwadratowych są połamane i tylko złudnie sprawiają wrażenie, że stoją. W rzeczywistości opierają się o pozostałe rośliny.
Trąba powaliła lasDocieramy do budynku szkoły i malutkiego kościółka w którego ogrodzeniu wiatr wyrwał przęsła. W pobliskim lesie wyraźnie widać ślady niewielkiej trąby. Połamane brzozy na szerokości kilku metrów robią wrażenie. Za lasem szkoła, a przy niej wyrwane z korzeniami drzewo. Na posesji sąsiadującej z kościołem podobnie. Podchodzimy bliżej, aby zobaczyć jak wielki był korzeń. Ponad metr średnicy! Okolica wygląda jak krajobraz po katastrofie. Drzewa w nocy uprzątnięto tylko na bok. Nikt nie dotknął jeszcze tych, które powalone zostały na trawniki.
Z kilku słupów energetycznych widzimy zerwane linie, na niektórych wciąż leżą gałęzie. Z każdym przejechanym metrem ten widok staje się normalny.
Kilkadziesiąt metrów dalej widzimy trzy powalone drzewa. Prawdopodobnie były sadzone razem kilkanaście lat temu. Jedno przy drugim. Jedno złamane, dwa wyrwane z korzeniami. Gdyby chciał to zrobić człowiek, nie obyłoby się bez ciężkiego sprzętu.
Zerwany dach znalazł się pod bramą sąsiadkiJest pierwszy dom z zerwanym dachem. Do połowy. Najbardziej jednak rzuca się w oczy brak frontu. Pustaki swobodnie leżą pod ścianą, a domownicy prowizorycznie zakryli zerwaną część folią.
Po drugiej stronie ulicy stoi starsza kobieta. Na jej posesji ogromne drzewo przewróciło się na płot, a z jednego z budynków zerwało się "trochę" eternitu.
- Jestem w szoku. To o było wczoraj, to coś niesamowitego - mówi drżącym głosem. Od sąsiadki dach spadł pod moją bramę, do północy sprzątaliśmy, aby droga była przejezdna - żali się kobieta. U mnie to jeszcze niedużo szkód.
Ale najbardziej się bałam, jak padał grad. Wszystko drżało. Zamknęłam oczy i przez godzinę bałam się wyjrzeć przez okno. Bałam się tego, co się stało na zewnątrz.Ubezpieczenie to podstawaPo chwili podjeżdża osobowy peugeot. To agent PZU, który przyjechał obejrzeć szkody na budynkach swoich klientów.
- Niech pan pojedzie tam dalej, praktycznie całe budynki powalone - mówi na wstępie.
Po chwili podchodzi dwóch starszych mężczyzn i wita się z nami. Zaczynamy rozmawiać o ubezpieczeniach.
- Tu w Kruszewie to większość ubezpieczona - mówi starszy pan. Ale nikt nie wie jak to będzie. Kiedyś większość była ubezpieczona w PZU, ale przeszli do konkurencyjnej firmy. I co teraz mamy? PZU zostało kilku klientów i pan przyjechał obejrzeć, a ta firma ma tu kilkadziesiąt domostw i nikt się nie ruszył - żali się agentowi. Nie możemy teraz nic z tym zrobić. Zabezpieczyliśmy prowizorycznie dachy, a dziś znowu nadają burze. Boimy się - dodaje.
- Ale zobaczcie tam za domami, jak ten las leży - wtrąca starsza kobieta. - O, tu widać - wskazuje mężczyzna.
Patrzymy w szparę między budynkami. Połamane grube sosny na skraju lasu leżą nietknięte.
Wyrwany garażJedziemy dalej, w kierunku, który wskazał nam agent ubezpieczeniowy.
Przy sklepie leżą dwa drzewa. Jedno olbrzymie przewróciło się na podwórko przykrywając stojące maszyny i uniemożliwiając wejście do stodoły. Ale nie to przykuło najbardziej naszą uwagę. Nieco ukryty, mały domek z czerwonej cegły miał dobudowany prowizoryczny garaż przykryty blachą. Wiatr porwał niby altankę i przewrócił na krzaki. Samochód nie został uszkodzony, pomimo tego, że znajdował się w środku.
Zaczynam od nowaDalej asfaltową drogą jedziemy do tzw. kolonii, czyli drugiej części wsi odsuniętej o kilkaset metrów od pozostałych zabudowań. Po drodze fotografujemy skraj lasu i połamane drzewa.
Docieramy do posesji na której całkowicie zawalił się budynek gospodarczy, w którym stały maszyny.Zatrzymujemy się przed bramą. Młoda kobieta na nasz widok pospiesznie otwiera drzwi i wychodzi z domu. Grzecznie pytamy, czy możemy zrobić zdjęcia. Zgadza się i zaczyna mówić co się wydarzyło wczoraj. Po chwili podchodzi miły starszy człowiek, mówi, że nas oprowadzi i pokaże straty.
- Tutaj najbardziej szkoda nowego ciągnika - zaczyna mężczyzna i pokazuje zawaloną stodołę. Oprócz traktora znajdowały się tam dwie inne maszyny. - Ciągnik powykrzywiany, maszyny pokrzywione - żali się. - Ale niech pan wejdzie ze mną do tej obory. Pozornie wygląda dobrze, ale w środku - niech pan zobaczy - zawalił się sufit, teraz wszystko wisi tylko na drutach. Boję się, że trzeba będzie rozbierać też dach.
Ogromne dziury zrobiły spadające pustaki z frontu budynku. Siła burzy musiała być ogromna.
- Tutaj natomiast, patrząc od środka, widać szczeliny w dachu - trzeba będzie rozbierać cały dach - łapie się za głowę mężczyzna. - Nie wiem co powie na to ubezpieczalnia. No bo żeby zrobić dobrze, to trzeba to całość rozebrać - ciągnie dalej. -
Niech pan spojrzy na to okno. Nawet go nie dotykałem. Burza wcisnęła je do środka razem z framugą - wskazuje okno na górnej kondygnacji.Pytamy czy wszystko było ubezpieczone. Gospodarz odpowiada, że tak, ale z firmy nikt tu nie przyjechał. - Syn rano pojechał zgłosić do Ostrołęki to co się stało - tłumaczy. Od wczoraj nie ma prądu, podobno transformator pod Goworowem uszkodziło i elektryczności może nie być nawet przez kilka dni, ale na szczęście mamy agregat - mówi starszy mężczyzna.
Ze stodoły wychodzimy na pole.
- Niech pan zobaczy, moje 8 hektarów. Wszystko leży. Nie podniesie się już, nie ma szans, bo na korzeniu się przekręciło. Prawdopodobnie zgnije, choć jakby szybko obeschło to może coś by się uratowało, ale nie zapowiada się, bo woda jeszcze stoi na polu, a na dziś znowu nadają burze - opowiada gospodarz.
Na pytanie co by było, gdyby gospodarstwo nie było ubezpieczone, mężczyzna zawiesza głos. - Nawet nie chcę o tym myśleć.
Na koniec mówi jeszcze, abyśmy zajrzeli do jego sąsiada.
- Jedźcie do mojego sąsiada, jemu to się przydarzyło - mówi gospodarz.
Niespełna tydzień temu zakończył remont dachu na swoim domku, a to starszy człowiek. Zerwało mu cały dach. Jest załamany.Nowy dach wytrzymał tydzieńPodjeżdżamy kilka domów dalej. Starsza kobieta stojąca przed wejściem nie jest przyjaźnie nastawiona. Przyglądamy się więc z daleka. Błyszczący ładny dach wygląda jakby został zdjęty i położony obok domu. Pewnie można by było go z powrotem włożyć na górę, gdyby nie powyginane resztki blachy. Tuż za posesją leży cała sterta powyginanej blacho-dachówki.
Nawałnica zraniła harcerzaRuszamy dalej, do drugiej kolonii. Po drodze spotykamy gospodarza z psami.
Pytamy o harcerzy, którym powalone drzewo przygniotło namioty.- Byli tam w Chełstach, niecałe 2 km stąd.
Słyszałem, że jakiemuś dziecku przygniotło rękę, a namioty porwało. W burzę przyszli do nas do wsi, teraz są podobno w remizie.
Gospodarz wsiada do auta i jedziemy pod jego dom. Jak zapewniał, na sąsiedniej posesji zerwało blachę z szopy, ale wejść da się tam tylko przez jego podwórko. Na pięknie położonej działce z widokiem na Narew powalone zostały trzy drzewa.
- Jeszcze nie zdążyłem ich usunąć. To musiała być siła. Drzewa nie są przecież młode - a wiatr dał im radę.
Idziemy na sąsiednią posesję.
Czerwona blacha o długości kilkunastu metrów leży na trawniku jakby pomięta kartka papieru. Żartujemy, że aby zdjąć potrzeba by było co najmniej 5-6 osób, ale od razu uświadamiamy sobie jaką siłę miał wczorajszy żywioł. Oprócz powalonych drzew na posesji, gospodarz pokazuje nam wyrwaną przez wiatr część ściany stodoły.
- Wrota nie były zamknięte i wiatr dostał się do środka, dlatego tak się stało - tłumaczy gospodarz i wskazuje nam jeszcze dwie powalone stodoły. Wsiadamy do auta i ruszamy dalej.
Ogromny dąb też uległNa drodze spotykamy grupkę ludzi przed domem. Kobieta niskiego wzrostu coś krzyczy. Po chwili rozumiemy, że nadzwyczaj głośno opisuje wczorajsze wydarzenia. Na jej podwórku leży wyrwany z korzeniami przeogromny dąb.
- My ten dąb chcieliśmy kiedyś wyrwać, bo przeszkadzał. Ale to było jakieś 10-15 lat temu - mówi kobieta. Przyjechały dwie maszyny i nie dały rady. Szukaliśmy innego sposobu, ale nie było jak - wspomina. A tu jedna noc, kilka minut i dębu nie ma - mówi przerażona.Pytamy kobietę o wczorajszy grad.
- Oj było gradobicie. Nic nie było widać. A w Ostrołęce też tak mieliście? - pyta nas. Odpowiadamy, że tylko ulewa. Gradobicie dotarło tylko do Kruszewa. Na temat upraw kobieta rozkłada ręce. Jej zdaniem nic się nie da uratować.
Sosny połamane jak zapałkiZ Kruszewa jedziemy jeszcze do wsi Jawory-Wielkopole. Po obu stronach leśnej, asfaltowej drogi leżą przepiłowane konary powalonych drzew, które przewróciły się na drogę. Kilkadziesiąt metrów dalej - powalony las.
Grube sosny połamane były jak zapałki. Wraz z nimi złamał się betonowy transformator, a linie wysokiego napięcia ciągle są przygniecione konarami. Dziwi, że do tej pory nie ma tu żadnej ekipy elektryków.
Na początku wsi spotykamy rodzinę. Ojciec na słowo "ubezpieczenie" twardo mówi o problemach z firmami.
- Nikt nie chce ubezpieczać drewnianych budynków. Najchętniej to ubezpieczalnia chciałaby, aby płacić składkę za budynki które się nie palą i nie zawalają - mówi gospodarz, na którego posesji zniszczeniu uległ dach ze słomy na jednej ze stodół, a kilka metrów kwadratowych eternitu spadło z dachu domu na ziemię. Młody chłopak mówi nam o domu na końcu wsi, który został pozbawiony obu frontów.
Stodoły równo z ziemiąPo drodze na koniec wsi mijamy kolejną całkowicie powaloną stodołę. Gdyby nie czujne oko, za krzakami w ogóle nie byłoby widać zrównanej z ziemią drewnianej konstrukcji. Kilkaset metrów dalej ogromne drzewo, stojące obok drewnianej chatki, cudem przewróciło się na płot, oszczędzając tym samym zarówno wąską jezdnię jak i domek.
Docieramy do wsi Smólnik. Tutaj kolejna zawalona stodoła, a na końcu wsi dom bez frontów. Cegły frywolnie porozrzucane tuż pod budynkiem.
Po ponad trzech godzinach wracamy do Ostrołęki. Zgrywam zdjęcia i zaczynam oglądać. Nie oddają tego, co widać na żywo. Już wiem, że ten widok zapamiętam do końca życia.Zobacz zdjęcia:-
Kruszewo. Obraz zniszczeń po nawałnicy-
Burza nad Ostrołęką i powiatem (20.07.2011)Czytaj także:Oberwanie chmury nad Ostrołęką i powiatem. Dziesiątki powalonych drzew (zdjęcia i wideo)
- Wyświetleń: 11401
-
- 11:41, 21.07.2011 r.