Janina i Zdzisław Romanowscy wracali do Ostrołęki. Kierowca spłonął żywcem, ratując pasażerów
 |
|
Pani Janina i Zdzisław Romanowscy leżą na oddziale chirurgii Szpitala Kolejowego we Wrocławiu |
- Mnie zostawcie. Uciekajcie! Szybko, bo autobus zaraz wybuchnie! Ja i tak nie mam szans... - to były ostatnie słowa Tadeusza M. (+58 l.), kierowcy autobusu PKS, który w nocy z poniedziałku na wtorek zderzył się z cysterną na wjeździe do Wrocławia. Autobus stanął w ogniu. Kierowca i jeden pasażer spłonęli. Ale 16 innych osób ocalało - pisze "Fakt".
– To trwało moment. Ta cysterna po prostu stanęła przed nami w poprzek drogi. Nasz kierowca hamował, starał się manewrować, ale był bez szans. Wbiliśmy się prosto w nią. Słychać było tylko potworny huk. Taki jeden, ale potworny. Potem na sekundę zrobiło się cicho – opowiada Zdzisław Romanowski (65 l.), który siedział od strony drzwi.
Pan Zdzisław leży z żoną na oddziale chirurgii Szpitala Kolejowego we Wrocławiu. Ma niewielki uraz głowy, nóg i rąk. – Byliśmy z żoną u syna w Jeleniej Górze na święta i Nowy Rok. Wracaliśmy do Ostrołęki.
Zazwyczaj jeździmy autem, ale tym razem wybraliśmy się z żoną PKS-em. Siedzieliśmy w drugim rzędzie od strony drzwi. Żona spała, ale ja nie. Ja nigdy nie śpię, zawszę czuwam i patrzę na drogę. Już chyba nigdy nie wsiądę do PKS-u. Wrócimy pociągiem. To co przeżyliśmy, to prawdziwy koszmar.
Więcej w dzisiejszym "Fakcie"i na stronie
www.efakt.pl.
- Wyświetleń: 10666
-
- 07:07, 13.01.2010 r.