Poniedziałek, 16 czerwca 2025 r., imieniny Aliny, Justyny, Benona
Michał Brakoniecki z turystkami, fot. archiwum prywatne Gdy słyszymy o podróży dookoła świata na myśl przychodzi nam zazwyczaj portugalski żeglarz Ferdynand Magellan czy Fileas Fogg z powieści Juliusza Verna. Od niedawna z taką podróżą możemy kojarzyć także ostrołęczanina Michała Brakonieckiego, który świat objechał na rowerze w 264 dni.
Michał ma 28 lat, na co dzień mieszka w Ostrołęce na osiedlu Wojciechowice. Jeszcze niedawno uczył się, skończył studia w Białej Podlaskiej na kierunku turystyka i rekreacja, pracował i wiódł, wydawałoby się, zwyczajne życie. Pewnego dnia zdecydował, że czas najwyższy spełnić swoje marzenia i wyruszyć na wyprawę życia.
O podróży myślał wiele lat
Wiele osób marzy o wyprawach w odległe zakątki ziemi, o szalonych podróżach i egzotycznych wycieczkach. Nie każdy ma jednak tyle odwagi, aby swoje plany czy marzenia zrealizować. Ale nie Michał.
- Powiedziałem sobie, jestem jeszcze młody, zdrowy, nie mam zobowiązań, a jedyne co mnie tu trzyma, poza moją rodziną, to tak naprawdę praca, dlaczego więc nie zaryzykować? Jeśli nie teraz to kiedy? I zdecydowałem. Pomysł objechania świata kiełkował w mojej głowie już bardzo dawno temu. Realne plany, sprawdzanie trasy, liczenie budżetu, zbieranie potrzebnych rzeczy rozpocząłem w styczniu 2016 roku - opowiada Michał
Jak sam wspomina, od zawsze go gdzieś nosiło, nie potrafił usiedzieć w miejscu i zawsze myślał o podróżowaniu i wyjazdach. Pierwszy wariacki pomysł jaki wpadł mu do głowy to wyjazd do Azerbejdżanu, który zrealizował. Wyjechał jako wolontariusz, uczył miejscowe dzieci języka angielskiego, organizował im zabawy i gry. Były to dzieci uchodźców z Karabachu.
- To wtedy, podczas wyjazdu do Azerbejdżanu odkryłem, że chciałbym robić inne rzeczy, niż zwyczajowo robią ludzie. Później miałem epizod pracy na wyspach Bahama, gdzie pracowałem na statkach pasażerskich. Często jeździłem też na stopa, podróżowałem do Tajlandii, Iranu, Hiszpanii oraz rowerem np. do Budapesztu. Przez trzy lata miałem też poważną pracę jako rezydent biura podróży w Turcji. Ostatnio pracowałem we Wrocławiu i tę posadę zdecydowałem się porzucić na rzecz wyjazdu dookoła świata - mówi Michał.
W 264 dni dookoła świata
Decyzja o wyprawie przyszła łatwo, ale gorzej było z przekazaniem tego entuzjazmu rodzinie, która początkowo nie była zadowolona z kolejnego pomysłu Michała, chociaż powoli przyzwyczajał ich do swojej eskapady wcześniejszymi wyjazdami. Początkowa obawa i niepokój przerodziły się mimo wszystko we wsparcie i pomoc na kolejnych etapach przygotowań oraz podczas samej podróży. A pracy było sporo, bo trzeba było logistycznie zaplanować podróż, ustalić trasę, zebrać potrzebny sprzęt, namiot, śpiwór itp. Michał całą tę pracę wykonał samodzielnie.
- Wyznaczyłem sobie konkretny cel, wiedziałem co chcę zobaczyć, jakie miejsca odwiedzić. W planach był m.in. Istambuł, pustynia Gobi w Chinach i Chiński Mur oraz Zakazane Miasto w Pekinie. To także Wielki Kanion w USA i Route66, ale też wieża Eiffla i Paryż. Rozpocząłem więc od wyznaczenia trasy na mapie i zgromadzenia potrzebnych rzeczy. Dopiero w podróży okazało się, że część tego co zabrałem była zbędna.
Michał wyruszył z Ostrołęki 30 marca 2016 roku, podczas 264 dni spędzonych w podróży przemierzył 18 tysięcy 332 kilometry i odwiedził piętnaście krajów. Do domu powrócił cały i zdrowy 18 grudnia 2016 roku. Podróż obfitowała w wiele ciekawych momentów, spotkań z ludźmi, na styku odmiennych kultur i tradycji, zwiedzania, ale też przykrych i niebezpiecznych incydentów, chociaż tych, jak wspomina Michał, było niewiele, a cała podróż wypełniona była pozytywną energią.
- Startując z Ostrołęki skierowałem się na południe Polski. Pierwszy miesiąc podróży potraktowałem jako swoistą rozgrzewkę i czas na sprawdzenie czy wszystko działa. Pierwszym krajem za granicami Polski była Słowacja, później udałem się na Wegry i przez Rumunię, Bułgarię dotarłem do Turcji. Jak opowiada Michał, trasę pokonywał bardzo szybko i nie zawsze był czas na dłuższe postoje czy dokładne poznawanie kolejnych krajów i kultury ich mieszkańców.
Wypadek w Turcji i brak porozumienia w Chinach
Decydując się na podróż dookoła świata trzeba liczyć się także z niebezpieczeństwami jakie mogą czyhać na każdym kroku. Na szczęście Michała wszystko co złe omijało szerokim łukiem, ale i on sam unikał niebezpiecznych sytuacji, starał się nie rzucać w oczy, a obozowiska rozbijał z dala od cywilizacji. Co prawda spotkało go kilka niemiłych incydentów, ale wszystko zakończyło się pomyślnie. Jeden z najgroźniejszych momentów przeżył w Turcji, gdzie z powodu groźnie wyglądającego wypadku, musiał zatrzymać się na około miesiąc.
- W tureckim mieście Ordu, położonym nad Morzem Czarnym, miałem wypadek. Stałem na skrzyżowaniu, czekając na zielone światło, zamierzałem jechać prosto. Po mojej lewej stronie stała ciężarówka. Kierowca bez żadnej sygnalizacji skręcił w prawo i wjechał prosto we mnie. Miałem dużo szczęścia, bo nie stało mi się nic złego, ale rower był całkowicie skasowany - wspomina Michał.
Traf chciał, że na miejsce wypadku przyjechał policjant, który należał do miejscowego klubu rowerowego. To dzięki niemu Michał otrzymał pomoc m.in. w załatwieniu formalności i wypłaty odszkodowania, za które mógł kupić nowy rower. Dzięki temu stosunkowo szybko wyruszył w dalszą trasę. Mimo wypadku Turcję Michał wspomina jako jedno z topowych miejsc, w których spotkał się z życzliwością, pomocą i uśmiechem mieszkańców. Kolejnym etapem wyprawy była Gruzja, a następnie Kazachstan, który okazał się równie przyjaznym krajem co Turcja. Jak opowiadał, ludzie są tam bardzo życzliwi, otwarci na innych, weseli, niektórzy zaczepiali go, pytali o cel podróży, o samopoczucie, częstowali wodą, jedzeniem, owocami, słodyczami.
Gdy dotarł do Chin, szybko okazało się, że to nie będzie łatwa przeprawa. To tam pojawiła się największa dotychczas bariera i kulturowa i językowa. To był także jeden z dłuższych odcinków trasy, bowiem na terenie Chin Michał miał do pokonania ponad 4 tys. km. Zajęło mu to prawie dwa miesiące.
- Chińczycy słabo mówią po angielsku, trudno mi było cokolwiek załatwić, a to tam przytrafiło mi się najwięcej usterek technicznych, musiałem kupować części do roweru, wymieniać pękające szprychy itp. Gdy Chińczycy nie umieli mi czegoś wytłumaczyć, pisali swoje chińskie "krzaczki" na kartkach myśląc, że je łatwiej zrozumiem - opowiada Michał.
Nie potrafili przekazać czegoś gestami. Bariera okazała się zbyt duża, ale jak wspomina, byli też tacy, którym udało przełamać się ten mur i wtedy było ok. Dodatkowo w Chinach męczył się z niekorzystną aurą, padał deszcz, wiał wiatr, a trasy były trudne do pokonania. Także w Chinach dopadł go chwilowy kryzys, bo duży upał i ukształtowanie terenu sprawiło, że zasłabł.
- Na przełomie lipca i sierpnia pokonywałem pustynię Gobi w Chinach. Niedaleko miejscowości Turpan mijałem jedną z największych depresji na świecie, było grubo powyżej 40 st. Celsjusza. Wyjeżdżałem właśnie pod górkę i po prostu ścięło mnie z nóg, nic nie pomagało, byłem tak wyczerpany, że myślałem tylko o zaśnięciu. Znalazłem odrobinę cienia, gdzie walczyłem ze sobą ponad godzinę, aby nie zamknąć oczu. Uratował mnie wiadukt, gdzie w cieniu odpocząłem i szybko zregenerowałem się. Skończyło się dobrze, bo przespałem się, odpocząłem, a dwie miłe panie przyniosły mi nawet miejscowe pierogi, także i tu wszystko skończyło się pozytywnie - opowiada Michał.
"Stany Stany, fajowa jazda"
Opuszczając Chiny na przeszkodzie stanął ocean. Przez wielką wodę przeleciał samolotem i wysiadł w zachodniej części Stanów Zjednoczonych. Jak wspomina Michał, Ameryka była bardzo przyjemną częścią podróży. To tam przejechał kultową już drogą nr 66, mijał opuszczone stacje benzynowe, rancza, pustynie Mojave czy Wielki Kanion, który zrobił na nim ogromne wrażenie. Wszystko było jak wyjęte ze starych filmów i niesamowicie klimatyczne. Michal w swoim obozowisku, fot. archiwum prywatneStany Zjednoczone to także mecz NBA obejrzany na żywo czy imprezy w Miami. Podczas podróży często towarzyszyła mu też muzyka. Mijając pustynie czy rozległe, wyludnione tereny energii dodawała mu muzyka The Rolling Stones, T.Love czy Luxtorpedy. Na uspokojenie i relaks lubił też posłuchać jazzowego Tomasza Stańki.
- Miło wspominam wszystkie sytuacje, które mnie tam spotkały. Gdy odwiedzałem większe miasta szybko poznawałem ciekawych ludzi. W Miami trafiłem akurat na weekend Halloween, więc było dużo świetnych imprez, super ludzi i dużo pozytywnej energii - mówi Michał.
Europa przywitała podróżnika zimnem, mrozem i krótkimi dniami. Tu nie było już czasu na zwiedzanie i dłuższe postoje, bo Michał chciał wrócić do domu przed świętami Bożego Narodzenia. Chociaż po drodze odwiedził Hiszpanię czy Francję i paryską wieżę Eiffla, to w Niemczech już odczuwał silniejsze mrozy, a chód sprawiał, że droga bardzo się dłużyła. Polską granicę przekroczył 10 grudnia i zmierzał już prosto do Ostrołęki.
- Ta wyprawa to spełnienie moich marzeń, od zawsze mnie nosi, lubię podróżować, nie znoszę stagnacji. A to był ten moment, nie miałem większych zobowiązań, zebrałem środki finansowe, zawsze o tym marzyłem i udało się. To była prawdziwa wolność, przestrzeń, poczucie spełnienia, a mijane stepy, pustynie, miasteczka, ludzie utwierdzali mnie w przekonaniu, że przeżywam coś wyjątkowego. Każdemu polecam taką przygodę - podsumowuje Michał.
Wyprawa to niekończące się źródło opowieści, wspomnień i anegdot. Rozmawiając z Michałem w jego głosie słychać pasję i spełnienie, ale też widać tę iskierkę w oku, która podpowiada, że to nie ostatni jego pomysł. Życzymy mu realizacji kolejnych marzeń.
Michał Brakoniecki z Ostrołęki przemierzył na rowerze 15 krajów: Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię, Turcję, Gruzję, Kazachstan, Chiny, Stany Zjednoczone, Hiszpanię, Francję, Belgię, Holandię i Niemcy. Podróż dookoła świata zajęła mu 264 dni, z czego 200 spędził pedałując na rowerze. Przejechał ponad 18 tys. 300 kilometrów, a dziennie robił przeciętnie około 100 km. Wyjechał z Ostrołęki 30 marca 2016 roku a powrócił do domu 18 grudnia. Zdobył mnóstwo wspomnień, poznał wiele osób, zgubił kilka kilogramów, ale zyskał pokaźny zarost. Swoją podróż zrelacjonował na Twitterze: twitter.com/mibra28.
Zobacz zdjęcia:
Wyprawa Michała Brakonieckiego dookoła świata