Poniedziałek, 12 maja 2025 r., imieniny Pankracego, Dominika, Domiceli
Koncern Energa rozmawia z inwestorami o wznowieniu zamrożonej inwestycji dot. rozbudowy ostrołęckiej elektrowni. Ofertę kupna projektu w celu realizacji zadania zaproponowało zarządowi firmy konsorcjum inwestorów z amerykańskim funduszem. O sprawie informuje Rzeczpospolita.
Według dziennikarzy gazety, inwestycja wydaje się dopięta na ostatni guzik. Jeśli transakcja doszłaby do skutku, to budowa zaczęłaby się już w 2016 roku, a uruchomienie nastąpiłoby w 2019 roku. Konsorcjum inwestorów nie wyklucza udziału Energi w projekcie, jeśli spółka będzie zainteresowana pakietem 20-30 proc.
Choć decyzja co do losów projektu jeszcze nie zapadła, to wygląda na to, że obecnie panuje dobry klimat polityczny dla tej inwestycji. Jak podkreślają przedstawiciele rządu, musi to być decyzja gospodarska, wynikająca z racjonalnego biznesplanu i oparta na ekonomicznych przesłankach.
- Problemem była rentowność tego projektu, bo wyprodukowaną energię trzeba sprzedać po rozsądnych cenach. Jeśli jednak pojawiłby się inwestor prywatny, który wziąłby na siebie pewne ryzyka, to trudno byłoby taką decyzję kontestować - powiedział Rzeczpospolitej Tadeusz Aziewicz (PO), przewodniczący sejmowej Komisji Skarbu Państwa.
Z kolei analitycy pozostają sceptyczni wobec realizacji projektu z udziałem giełdowej Energi.
- Dla akcjonariuszy mniejszościowych Energi najlepszym rozwiązaniem byłaby sprzedaż tego projektu przez spółkę i odzyskanie włożonych w niego pieniędzy - komentuje Piotr Dzięciołowski, analityk DM Citi Handlowego. - Oni oczekują wysokiej dywidendy, a nie wątpliwych inwestycji.
Sprawę budowy elektrowni w Ostrołęce skomentował również Krzysztof Adam Kowalczyk z Rzeczpospolitej.
- Na przedpolu miasta na nową elektrownię czeka przygotowany teren budowy. Energa zdążyła tam wyciąć las i podciągnąć drogę. Nim Skarb Państwa zapalił jej czerwone światło, giełdowa spółka zainwestowała w przedsięwzięcie aż 200 mln zł. W pojedynkę firma nie pociągnie inwestycji. Potrzebuje do niej wspólnika. Jest już chętny, który jest gotów sfinansować projekt albo go po prostu odkupić od spółki i zrealizować samodzielnie - mówi Krzysztof Adam Kowalczyk. - Z punktu widzenia interesów gospodarki obie opcje są równie atrakcyjne, ważne, by elektrownia wreszcie powstała.
Jak twierdzi Kowalczyk, bez nowej inwestycji za ćwierć wieku północno-wschodnią Polskę będzie trzeba zasilać prądem płynącym z Litwy lub, co gorsza, z "jądrówki" w Kaliningradzie, z której budowy nie rezygnują Rosjanie.
- Prąd, obojętnie - z siłowni z udziałem Skarbu Państwa czy z czysto prywatnej, ma to samo napięcie. Byle w ogóle był - czytamy w Rzeczpospolitej.