« Powrót do serwisu Moja Ostrołęka

Wtorek, 30 kwietnia 2024 r., imieniny Katarzyny, Mariana, Lilii

Moja Ostrołęka

Archiwum artykułów

Inkubator wyłudzeń.


Państwowe pieniądze, przeznaczone na walkę z bezrobociem, trafiały do prywatnych kieszeni działaczy SLD. Odpowiedzialne za nadzór instytucje wciąż nie reagują.
Położony na przedmieściach miasta fioletowy budynek Ostrołęckiego Ruchu Wspierania Przedsiębiorczości (ORWP) jeszcze rok temu był obowiązkowym punktem odwiedzin ważnych gości. Stawiano go za wzór innym regionom walczącym z bezrobociem. Imponujące liczby: przeszkolono tu 9120 osób do końca 2002 roku, znaleziono pracę dla 1814 bezrobotnych, a na to wszystko poszło co najmniej 5 milionów złotych z publicznej kasy. Byłoby się czym szczycić, gdyby nie to, że znaczna część tych pieniędzy została rozkradziona lub źle wydana. Tak szacują prowadzący śledztwo. W aferę zamieszanych jest ponad 150 osób z lokalnej elity władzy. Prokuratorzy, by ukazać skalę procederu, używają nawet określenia: "przestępczość zorganizowana". Przesłuchano 300 świadków, 500 dalszych czeka na swoją kolej.
Wciąż odsłaniają się nowe mechanizmy nadużyć i wyłudzeń: nigdy nieistniejące kursy przedsiębiorczości, o których rzekomi uczestnicy dowiadują się dopiero od policjantów, nierzetelnie przeprowadzone lub wręcz fikcyjne szkolenia, lipne porady dla bezrobotnych, atrakcyjne pożyczki dla przedsiębiorców przyznawane sobie i swoim kolegom. - Zarzuty fałszowania dokumentów, wyłudzenia, przywłaszczenia przedstawiono już 17 osobom, ale ich nazwisk nie mogę podać - mówi Lech Dąbrowski, rzecznik prowadzącej śledztwo Prokuratury Okręgowej w Płocku.
Jeden z ciekawszych wątków śledztwa dotyczy posła SLD Stanisława Kurpiewskiego. Według naszych informacji prokuratura sprawdza, czy wyprowadzonych z ORWP pieniędzy nie wykorzystano na jego kampanię wyborczą. Bada też nadużycia i wyłudzenia, do których dochodziło w jego Agencji Handlowo-Usługowej Kurpie, prowadzącej kursy dla przedsiębiorców.
Sprawą żyje cały region. Nie interesują się nią tylko ci, którzy powierzyli ORWP pieniądze podatników. Ministerstwo Gospodarki, Pracy i Polityki Społecznej, podległa mu Państwowa Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) oraz Wojewódzki Urząd Pracy w Warszawie przez siedem lat przekazywały ORWP miliony złotych. Od momentu ujawnienia afery do dziś w stowarzyszeniu nie przeprowadzono kontroli ani nie sprawdzono, ile pieniędzy jest na kontach. ORWP wciąż jest na liście rekomendowanych przez PARP instytucji.
Historia zaczyna się w 1994 roku. Wtedy rząd uruchomił program inkubatorów przedsiębiorczości, który miał pomagać małemu biznesowi i bezrobotnym. Grupa ostrołęckich przedsiębiorców i samorządowców powołała Ostrołęcki Ruch Wspierania Przedsiębiorczości. Do założycieli należeli między innymi: były szef wojewódzkiego Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej (ZSMP) w Ostrołęce Stanisław Kurpiewski, dziś poseł SLD; jego dawny podwładny z ZSMP, działacz SLD i szef ORWP Krzysztof Bloch; Wiesław Piaściński, w czasach PRL aktywny działacz Stronnictwa Demokratycznego, dziś członek zarządu ORWP; Wiesław Sacharski, były wiceszef ZSMP, dziś właściciel ostrołęckiej hurtowni Centrum, i Elżbieta Morawska, krewna Blocha, która została sekretarzem ORWP. Przy inkubatorze powstał też Fundusz Rozwoju Przedsiębiorczości, który otrzymywał od resortu gospodarki pieniądze na tanie pożyczki dla przedsiębiorców - oprocentowane kilkanaście procent niżej niż kredyt komercyjny.
Ruszyła machina kursów i szkoleń. A przede wszystkim - do stowarzyszenia popłynął potok państwowych pieniędzy.
Szybko skorzystali z tych funduszy sami twórcy inkubatora. Z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że pożyczki dla przedsiębiorców wielokrotnie trafiały do założycieli ORWP i ich rodzin. Obecny poseł Kurpiewski wziął kilka razy po 80 tysięcy, a w 2001 roku - przed wyborami - pożyczył aż 300 tys. zł. Syn Wiesława Piaścińskiego - Łukasz dostał 40 tys. zł pożyczki, choć nie prowadził wtedy żadnej działalności gospodarczej, a Jerzy Krzyżowski, wówczas pracownik resortu pracy - 4 tys. zł.
Z kredytów korzystali też członkowie rodzin Kurpiewskiego, Blocha, Morawskiej. Ale poseł Kurpiewski nie widzi w tym nic złego. - Przecież samoorganizowanie polega na tym, że pomagamy sobie i innym. A ja byłem klientem uczciwym, zawsze oddawałem pożyczki w terminie - mówi.
Śledztwo wykazało, że na 280 przebadanych dotychczas przez prokuraturę umów pożyczkowych około 40 było przyznanych lub wykorzystanych niezgodnie z prawem. A mówimy o dużych pieniądzach, bo w sumie przez fundusz pożyczkowy ORWP przeszło ok. 4 milionów złotych. Dziś prokuratura dochodzi, co stało się z pieniędzmi, a związki z ORWP, do niedawna powód do dumy, stają się w Ostrołęce coraz bardziej kompromitujące.
Poseł Kurpiewski, z którym spotykamy się w Warszawie w sejmowej restauracji, jest wyraźnie zdenerwowany. Mówi bardzo głośno, wymachuje rękami. - Choć byłem członkiem ORWP, to ze stowarzyszeniem nigdy nie byłem blisko związany - przekonuje. Chwilę później przyznaje jednak, że to właśnie w siedzibie ORWP zorganizował jesienią 2001 roku imprezę z okazji wyboru do parlamentu. I za wynajęcie lokalu nie zapłacił ani grosza. A członkowie władz stowarzyszenia - Krzysztof Bloch i Wiktor Bednarczyk - to jego partyjni koledzy.
Nazwisko Kurpiewskiego i nazwa jego firmy Kurpie często pojawiają się w tej sprawie. Ten niewysoki, 47-letni polityk SLD, z charakterystycznym krótkim wąsem, od lat jest w regionie postacią potężną i wpływową. Jak bardzo, widać było w piątek 4 lipca w czasie uroczystego otwarcia wyremontowanej stacji ratownictwa medycznego w Ostrołęce. Każdy mówca w czasie półtoragodzinnej uroczystości zaczynał od komplementów dla posła.
Kurpiewski jest przedsiębiorcą, jego firma Agencja Handlowo-Usługowa Kurpie, która prowadzi kioski z prasą i działalność wydawniczą, organizowała też szkolenia dla przedsiębiorców. Nazwisko posła miało być dla ludzi gwarancją, że kurs będzie przeprowadzony uczciwie. - Kurpiewskiemu po prostu ufałam - wspomina Elżbieta Borowa z Ostrowi Mazowieckiej.
Niewysoka kobieta w średnim wieku mieszka w bloku przy głównej ulicy miasta. W październiku 200 roku wraz z mężem prowadziła sklep z artykułami przemysłowymi. na pierwszym spotkaniu kursu z podstaw prawa, rachunkowości i marketingu w sali konferencyjnej siedziby SLD w Ostrowi pojawił się Kurpiewski. Wyjaśnił zebranym, że kurs będzie nieodpłatny, ponieważ jest refundowany przez państwo. Będą jedynie musieli podpisać kilka kwitów. - Koszt kursu na dwie osoby wynosił 3615 zł. Państwo refunduje 2169 zł. Ale wy nic nie wpłacicie, tylko podpiszecie dwa dokumenty - wyjaśnił Kurpiewski. Okazało się, że owe dokumenty do podpisu to faktura wpłaty pieniędzy na kurs i potwierdzenie otrzymania refundacji. Pierwszy dokument wystawiła AHU Kurpie, drugi ORWP. Większość uczestników szybko podpisała oba dokumenty na ostatnich zajęciach.
Okazało się jednak, że nie wszyscy uczestnicy szkolenia mają ze sobą pieczątki niezbędne do fikcyjnego poświadczenia dokumentów. Dla tych, którzy stemple mieli przynieść później, AHU Kurpie zorganizowała dodatkowe spotkanie w motelu Mazowiecki, najbardziej reprezentacyjnym lokalu Ostrowi. - Polali wódki i kazali stemplować - przypomina sobie Kazimierz Głębocki, wraz z żoną Marią handlujący artykułami przemysłowymi. - Potem jeszcze dolewali i agitowali: "Głosujcie na Kurpiewskiego" - dodaje. Wtedy wszystko wyglądało dobrze - i kurs za darmo, i impreza fajna. Dziś wszystkich, którzy podpisali oba dokumenty, ściga policja, bo poświadczyli nieprawdę - ani pieniędzy nie wpłacali, ani nie otrzymali refundacji. Głębockich co jakiś czas wzywa policja. podobnie Barbarę i Tadeusza Słomczyńskich, Mariana i Bartosza Malców i setki innych osób. - Poseł narozrabiał, a my dostajemy w tyłek- mówi Marian Malec.
Rozmówcy "Newsweeka: podkreślają jeszcze jedno: liczba 107 godzina zajęć wypisanych na świadectwie jest nieprawdziwa: - To było najwyżej po 5 godzin dziennie przez dwa tygodnie, przesadzili prawie o 60 procent - denerwuje się Elżbieta Borowy. Podobnie było na innych kursach - firma Kurpiewskiego robiła 50 godzinny kurs, a refundacje pobierała jak za 100-godzinny.
Barbarę i Tadeusza Słomczyńskich niepokoi fakt, o którym powiedzieli im policjanci: według dokumentów oboje uczęszczali również na inny kurs Kurpiewskiego - w Makowie Mazowieckim. - Nigdy nas tam nie było. policjanci mówli nam, że to lipny kurs, na którym nie było nikogo. A nazwiska i dane organizatorzy brali od uczestników kursu w Ostrowi - twierdzą zgodnie.
Na każdym świadectwie wypisano ocenę komisji egzaminacyjnej, w skład której wchodzic miały Maria Sulbińska, szefowa delegatury Urzędu Wojewódzkiego w Ostrołęce, ważna działaczka lewicy, i Jolanta Balcerzak, żona szefa SLD w mieście. Obie za przeprowadzenie egzaminu wzięły pieniądze. - Co one podpisały? Przecież nie było egzaminu - mówi Borowa.
Poseł Kurpiewski w swych działaniach nie widzi nic dziwnego. - Egzaminu nie było, ale fachowcy, którzy prowadzili zajęcia, sami ocenili uczestników - przekonuje.
Państwowe pieniądze na refundację Kurpiewski osobiście odebrał z ORWP. W stowarzyszeniu nikt go nie pytał o szczegóły. Żadnych egzaminów nie było także na kursie organizowanym w Przasnyszu przez ORWP i Zespół Szkół Zawodowych. Co więcej, wszystko wskazuje na to, że kurs w ogóle się nie odbył. Nie pamięta tego w każdym razie ani wpisana bez swojej wiedzy na listę uczestników Iwona Chodacz z Liceum Ekonomicznego z Przasnysza, ani żadna z jej szkolnych koleżanek, z którymi rozmawialiśmy. 21-letnia Alicja tabaka przypomina sobie, że na jedno z zajęć z w szkole przyszła nauczycielka i powiedziała, że zaczyna się kurs przedsiębiorczości. - Z mojej klasy zapisały się tylko 5 na 33 dziewczyn. resztę wciągnięto na listy bez ich wiedzy - mówi.
Ówczesny dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych Andrzej Wierzbicki nie chciał z nami rozmawiać. Może dlatego, że obawia się nowych kłopotów - w ubiegłym roku w związku z tą sprawą był aresztowany i dwa miesiące siedział w areszcie - podobnie zresztą jak Bloch i Morawska.
- Za każdą poradę stowarzyszenie dostawało od 50 do 150 zł - mówi nam jeden z prowadzących śledztwo. Lista osób zamieszanych w te sprawę przypomina zestaw gości na przyjęciu dla miejscowych elit. Ryszard zaborowski (SLD, szef ostrołęckiego oddziału Narodowego Funduszu Zdrowia, wziął udział w zorganizowanym przez AHU Kurpie szkoleniu dla przedsiębiorców, choć żadnej działalności gospodarczej nie prowadził. podobnie postąpił szef miejskiego SLD Roman Balcerzak. Byłemu prokuratorowi okręgowemu Grzegorzowi Bielskiemu, obecnie adwokatowi, prokuratura zarzuca wyłudzenie pieniędzy za fikcyjne porady w punkcie konsultacyjno - doradczym. na kursach ORWP wykładał dyrektor filii Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Ostrołęce Jan Andrzej Zalewski, który służbowo był zobowiązany do nadzoru nad stowarzyszeniem.
To nie koniec długiej listy beneficjentów. W komisji ORWP decydującej o przyznaniu pożyczek zasiadała Maria Sulbińska z Urzędu Wojewódzkiego, która jest też szefem klubu radnych w mieście. Na kursach wykładała tez Maria Skibniewska z SLD, szefowa delegatury mazowieckiego kuratorium oświaty w Ostrołęce.
- Wszyscy czują się bezkarni. Byli przekonani, że są kryci na górze, w ministerstwie - twierdzi nasz informator z kręgów prokuratury. I rzeczywiście można odnieść wrażenie, że nadzór nad ORWP ze strony ministerstwa i Państwowej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości był wyjątkowo niemrawy.
Pod umowami przekazującymi pieniądze do ORWP widnieją podpisy urzędników państwowych - Marioli Misztak-Kowalskiej, Leszka Kwiatka czy obecnej wiceminister Krystyny Gurbiel. Ta ostatnia przekazała ORWP 1 mln 200 tys. zł jeszcze w grudniu 2001 roku, gdy policja rozpoczynała pierwsze przesłuchania w tej sprawie. "Ministerstwo nie było powiadomiono przez prokuraturę o śledztwie prowadzonym w sprawie ORWP" - w imieniu wicepremiera Jerzego Hausnera napisała do "Newsweeka" Aleksandra Sawicka z biura prasowego MGPiPS. Natomiast wcześniejsze kontrole nie wykryły żadnych nieprawidłowości.
Premier, minister pracy i inni dostojnicy rządowi zapowiadają od wielu miesięcy aktywną walkę z bezrobociem. I przedstawiają skalę podjętych działań. Po przyjrzeniu się sprawom z bliska wychodzi na to, że dziesiątki kursów i szkoleń dla ludzi pozbawionych pracy to zwykła lipa. Prowadzący śledztwo twierdzą, że podobne mechanizmy funkcjonują w innych miastach. Dla ministerstwa problemu jednak nie ma, bo w papierach wszystko się zgadza. A kiedy przed Sejmem zjawi się kolejna demonstracja bezrobotnych, znów wyrwie się z budżetu trochę kasy na zwalczanie biedy.

Wyświetleń: 57
 
12:41, 14.07.2003 r.

« Powrót do archiwum

Szukaj w archiwum

Reklama





Najbardziej poczytne