Zobacz jak Łukasz i Sebastian jeżdżą na słoniach (50 nowych zdjęć)
Nocna podróż do Munnaru wyglądała zachęcająco. Jednak to, co ujrzeliśmy w dziennym świetle, przeszło nasze oczekiwania. Planując wyprawę, wiązaliśmy ogromne nadzieje z południowymi Indiami i nie zawiedliśmy się. Munnar okazał się cudownym miejscem z przyrodą zapierającą dech w piersiach.
Dzień zaczęliśmy przed 7.00 rano. Szybkie śniadanie, tradycyjne targowanie się z rikszarzem o cenę przejazdu i ruszamy w trasę. Pierwszym punktem był taras widokowy Top Station, oddalonego o około 40 km od centrum miasta. Dotarcie na miejsce zajęło nam prawie godzinę. Po drodze podziwialiśmy zbocza gór porośniętych krzewami herbacianymi. nie robiliśmy przystanków, aby jak najszybciej dotrzeć na punkt widokowy. Droga była kręta i bardzo wyboista. Ostatnie kilometry, musieliśmy pokonać pieszo. Z punktu widokowego podziwialiśmy skąpane w chmurach Ghaty Zachodnie. Widoki były fantastyczne. W drodze powrotnej kilkukrotnie zatrzymywaliśmy się, aby podziwiać i dotknąć herbaciane krzewy, które tak przepięknie zdobią tutaj niemal każde wzgórze dokoła Munnaru.
Zachwyceni widokami, zatrzymaliśmy się, by zboczyć nieco z trasy i wyruszyć w półgodzinną eskapadę na słoniach. Dostarczyło nam to wiele przyjemności. Munnar to popularny, przepięknie położony kurort górski, który dał chwilę wytchnienia od upałów. Niestety już o 15.00 siedzieliśmy w autobusie, który zmierzał do Koci. Pełną malowniczych widoków podróż, co chwila przerywał klakson i ujarzmianie przez kierowców ostrych, górskich zakrętów. Na jednym z nich, nasz autobus otarł się o barierkę, na szczęście nic się nie stało. Warto wspomnieć o tym, że barierka oddzielała drogę od 40-metrowej przepaści.
Dwie godziny później byliśmy już w forcie Koci. wieczorem miasto robi bardzo pozytywne wrażenie, zobaczymy co przyniesie jutrzejszy dzień.
Mamy już niewiele czasu, bo o 12.35 wylatujemy do Delhi, skąd po dwóch dniach wracamy do Polski.
Wyprawę współfinansuje producent parówek tęczowych, firma JBB z Łysych.